Jak długo może potrwać okres zawieszenia spraw sądowych? Odpowiada mec. Mariusz Mazepus
Proces uporządkowanej restrukturyzacji, który trwa właśnie w Getin Noble Banku, podniósł ciśnienie wielu jego klientom. Co prawda posiadacze depozytów są bezpieczni, a konta i karty działają bez zakłóceń, ale już posiadacze kredytów hipotecznych indeksowanych do franków szwajcarskich mają wiele pytań. Czy nadal spłacać raty do Getin Banku? A może ich nie spłacać? Co bank może zrobić, jeśli kredytobiorca nie będzie płacił? Próbuję narysować scenariusze.
Prawo zabrania egzekwowania roszczeń z majątku banku w przymusowej restrukturyzacji. To oznacza, że jeśli ktoś chciałby unieważnić swój kredyt ze względu na klauzule abuzywne, to będzie miał z tym problem. Po pierwsze bowiem wszelkie procesy przeciwko takiemu bankowi prawdopodobnie będą zawieszone (podobnie jak w przypadku banku w upadłości, gdy majątek jest zabezpieczony do dyspozycji syndyka), a po drugie niemożliwe jest uzyskanie jakichkolwiek pieniędzy, jeśli ktoś wpłacił już w ratach więcej, niż wynosiła pierwotna wartość kredytu.
Ta informacja była zaskoczeniem dla większości obserwatorów sytuacji w Getin Noble Banku. Choć wielu spodziewało się, że w momencie przejęcia banku przez kogoś innego (ostatecznie jest to konsorcjum Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i ośmiu banków) będą utrudnienia w egzekwowaniu roszczeń (bo kredyty frankowe mogą trafić do jakiegoś banku-wydmuszki). Kłopot w tym, że to nie są utrudnienia – to jest ban.
Czy spłacać raty do Getin Banku? Dylemat frankowiczów, którzy chcą unieważnić swój kredyt
Drugi kłopot polega na tym, że przed tą sytuacją w zasadzie trudno się było obronić. Część walczących w sądach frankowiczów domagała się zabezpieczenia powództwa w postaci zezwolenia sądu, by mogli już nie płacić rat (bo bank prawdopodobnie przegra proces i płatności i tak musiałby zwrócić). Sądy w wielu przypadkach takie wnioski odrzucały, powołując się na to, że bank to… instytucja zaufania publicznego.
Sytuacja jest więc niemal beznadziejna. Co prawda Getin Noble Bank utworzył 1,6 mld zł rezerw na roszczenia klientów i te pieniądze być może mogłyby zostać użyte do wypłat na rzecz klientów, ale do wypłat potrzebny jest wyrok sądu. A tego jeszcze długo nie będzie, bo postępowania będą zawieszone.
„Jestem jednym z tych frankowiczów, którzy wczoraj znaleźli się w… nie powiem czym z powodu rozpoczęcia przymusowej restrukturyzacji GNB. Od początku 2020 roku pozostaję w sporze sądowym – nadal w I instancji – z tym bankiem, domagając się unieważnienia kredytu (ewentualnie jego odfrankowienia). Dosłownie dwa tygodnie temu dostaliśmy opinię biegłej, z której wynika, że nawet przy odfrankowieniu kredyt w kwocie pierwotnie zaciągniętej byłby już spłacony – można się domyślać, że przy unieważnieniu umowy tym bardziej. Zwłaszcza gdyby doliczyć kolejnych 30 rat, których biegła nie uwzględniła, ponieważ zostały zapłacone już po pozwaniu banku. Radość trwała jednak krótko, bo – jak sądzę – w przeddzień korzystnego dla nas wyroku Sądu Okręgowego we Wrocławiu Getin poszedł do piachu…”
– pisze jeden z czytelników. I zadaje pytanie, co teraz powinien zrobić: pokornie spłacać dalej to, czego nie sposób już będzie odzyskać, czy pokazać bankowi środkowy kieł tygrysa. Z jednej strony jest zmęczony i zdruzgotany całą tą sprawą – kredytem, wieloletnim zachowaniem banku, który nie przejawiał żadnej chęci do kompromisu, przedłużającym się procesem i teraz restrukturyzacją banku.
A w tym wszystkim: rolą państwa, które najpierw dopuściło do wprowadzenia na rynek ryzykownego (toksycznego, jak się potem okazało) produktu, a następnie dopuściło do jego oferowania w ramach umów wołających o pomstę do nieba (z abuzywnymi klauzulami).
Potem to państwo nie kiwnęło palcem, by systemowo rozwiązać problem (np. jakąś ustawą o odwalutowaniu kredytów po administracyjnie narzuconym kursie), nie stworzyło też warunków, by klienci mogli samodzielnie skutecznie dochodzić sprawiedliwości (mamy kompletny rozkład sądownictwa w Polsce), a na koniec przeprowadziło operację, w której frankowicze są traktowani jak wspólnicy Leszka Czarneckiego, a to nie jest dobre towarzystwo.
„Tak mnie to wku…, że w odruchu złości przestałbym płacić raty. Tylko czy wtedy rzeczywiście istnieje realne prawdopodobieństwo tego, że zamiast jednego procesu w sądzie będę miał dwa, oba zawieszone, i nic się nie zmieni? Może poza tym, że zamiast kupować franki i przelewać je bankowi, będę je kupował i na wszelki wypadek odkładał na prywatnym koncie walutowym, które sobie założę”
– dywaguje pan Paweł. Co można mu poradzić? Trzeba sobie wyobrazić, jakie mogą być konsekwencje zaprzestania płacenia rat. Zapewne po dwóch miesiącach bank zacznie molestować klienta przez e-mail, telefon i wreszcie wystawi kredyt do windykacji, a ostatecznie pewnie wypowie umowę.
Jednocześnie brak spłaty zostanie odnotowany w BIK, co de facto na co najmniej 7 lat zamknie drogę do jakichkolwiek kredytów bankowych – od hipotecznych po raty na czajnik, a nawet telefon w abonamencie. W skrajnym przypadku może być problem nawet z wynajęciem mieszkania (o ile wynajmujący sprawdza wiarygodność potencjalnego najemcy).
Żeby odzyskać jakieś pieniądze z wypowiedzianej umowy (wtedy już można oficjalnie nie płacić rat), bank będzie musiał wytoczyć proces klientowi, bo bez tego nie może pójść do komornika i zająć np. wynagrodzenia kredytobiorcy. Klient będzie musiał opłacić prawnika, ale jego linia obrony jest taka sama, jak do tej pory: umowa ma klauzule abuzywne, a więc jest z mocy prawa nieważna i fakt niepłacenia rat nie jest żadnym przestępstwem.
W takiej sytuacji sąd prawdopodobnie zawiesi proces wytoczony klientowi przez bank do czasu rozstrzygnięcia tego, który jest zawieszony na wniosek BFG, czyli o ustalenie nieważności umowy kredytowej. Co z tymi dwoma postępowaniami może się dziać przez kolejne lata? Prędzej czy później pozostałości po Getin Noble Banku zostaną sprzedane (w „kadłubku” jest jeszcze Noble Funds i Noble Securities) i pewnie wtedy dopiero albo będzie „twarda” upadłość, albo jakieś inne rozwiązanie (wynajęcie jakiejś spółki serwisowej do zarządzania portfelami kredytów?).
Problem z hipoteką po przymusowej restrukturyzacji Getin Noble Banku
Jest jeszcze jeden problem: kwestia zabezpieczenia. Dopóki umowa kredytowa istnieje, bank zabezpiecza się wpisem do hipoteki. To oznacza, że nieruchomość jest „niesprzedawalna”. A to może stanowić problem dla niejednego posiadacza kredytu indeksowanego, który myślał, że za kilka miesięcy wygra sprawę o nieważność umowy i pozbędzie się krępującego ruchy wpisu w hipotece.
„Mogę przedstawić problem z mojej perspektywy: mam już nadpłacony kapitał, bo wzięłam kredyt na 665 000 zł, a wpłaciłam do banku ok. 950 000 zł. Nadal mam do spłacenia 933 000 zł. W 2021 r. sąd udzielił mi zabezpieczenia i nie muszę od roku spłacać rat. Natomiast to nie znaczy, że sytuacja jest dobra. Jeśli dzisiaj chciałabym sprzedać mieszkanie, to musiałabym spłacić kredyt (czyli te 933 000 zł), inaczej nie zwolnią mi hipoteki. Kolejnym problemem jest to, że ten kredyt wpływa też na moją zdolność kredytową. Nadal mam go w BIK-u i o jego kwotę mam obniżoną zdolność kredytową. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby się od nich uwolnić. Nie zastanawiam się, czy odzyskam te nadpłacone pieniądze.”
Kluczowe pytanie więc brzmi: jak długo może potrwać okres zawieszenia spraw sądowych? Gdyby do niego doszło (bo przecież to wcale nie jest przesądzone), to oznacza przedłużenie na długi czas „blokady” w postaci hipoteki na mieszkaniu. O odpowiedź poprosiłem mec. Mariusza Mazepusa z kancelarii MSN Legal, która zajmuje się m.in. sprawami frankowymi.
„Trudno odpowiedź jednoznacznie na to pytanie, to zależy od wielu czynników. Najprawdopodobniej postępowania sądowe będą masowo zawieszane przez sądy na wniosek Bankowego Funduszu Gwarancyjnego na podstawie art. 176 § 2 k.p.c. aż do zakończenia procesu restrukturyzacji. W przypadku tzw. afery GetBack proces restrukturyzacji Idea Bank trwał około 1,5 roku, w przypadku Getin Noble Banku ten proces prawdopodobnie będzie dłuższy.”
Czy przymusowa restrukturyzacja powinna zmienić podejście klientów Getin Noble Banku do dochodzenia swoich praw przed sądem? A więc: czy w zaistniałej sytuacji cokolwiek zmieniłoby np. wycofanie pozwu przeciwko bankowi? Może to otworzyłoby drogę do jakichś negocjacji ugodowych z bankiem? Tylko jaką skłonność do negocjacji ma instytucja chroniona parasolem zakazu egzekucji jakichkolwiek roszczeń? Mec. Mazepus mówi tak:
„Najważniejszym elementem wyroku dla kredytobiorcy jest ustalenie nieważności umowy w jego sentencji. Takie rozstrzygnięcie definitywnie kończy byt prawny zawartej umowy kredytu, jak również stanowi podstawę do wykreślenia hipoteki ustanowionej na nieruchomości kredytobiorcy. Oczywiście przymusowa restrukturyzacja oznacza, że szansa na wyegzekwowanie prawomocnego wyroku zasądzającego zwrot nienależnych świadczeń uiszczonych przez kredytobiorców na rzecz bezpodstawnie wzbogaconego banku będzie bardzo utrudniona, ale to oddzielny problem”
Zdaniem mec. Mazepusa tak samo jak klient ma marne szanse na odzyskanie nadpłaconych kwot z tytułu rat kredytu, tak i bank nie będzie mógł łatwo wyegzekwować pieniędzy z tytułu rozwiązanej przez siebie umowy, gdy klient przestanie spłacać raty.
„Kwestią zasadniczą w sprawach kredytów frankowych jest ustalenie przez sąd, czy zawarta umowa jest ważna czy też nie. Dopiero w momencie ustalenia nieważności umowy możemy mówić o świadczeniach nienależnych, a strony powinny sobie zwrócić to, co otrzymały od siebie. Gdyby bank wpadł na pomysł, żeby pozwać kredytobiorcę w trakcie wcześniej założonej przez kredytobiorcę sprawy o unieważnienie umowy kredytowej, to należałoby złożyć do sądu, w którym bank złożył pozew, wniosek o zawieszenie takiego postępowania do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez inny sąd co do nieważności danej umowy kredytu – która ma zasadnicze znaczenie dla ewentualnych roszczeń stron z tytułu nieważności bądź ważności umowy kredytu. Restrukturyzacja niewiele w tej materii zmienia”
– uważa mec. Mazepus. To by oznaczało, że ewentualnie niepłacenie rat raczej nie grozi wizytą komornika, ale trzeba się liczyć z konsekwencjami wpisania zaległości do BIK. Pytanie, jak banki będą podchodziły do takiego wpisu, de facto „wymuszonego” sytuacją. Szkoda, że przygotowując procedurę uporządkowanej upadłości Getinu, nikt o tym nie pomyślał.
A co z klientami takich banków jak Raiffeisen, Bank BPH, czy Deutsche Bank?
Czy możliwe jest, że teraz w sądach pojawi się wysyp wniosków o zabezpieczenie powództwa (w formie zaprzestania płatności rat) od klientów takich banków jak Bank BPH czy Raiffeisen Bank – czyli innych banków-wydmuszek, w których nie ma już nic poza portfelami kredytów walutowych? Teoretycznie mogą one być postawione w podobnej sytuacji jak Getin. Wystarczy, że właściciel takiego banku nie dokapitalizuje zarządzanej przez siebie instytucji i pozwoli jej „wejść” w ujemny kapitał.
Jest jedna różnica – w tych bankach nie ma depozytów, a więc tutaj nie pojawi się Bankowy Fundusz Gwarancyjny, by bronić przed „twardym” bankructwem. Nie będzie więc scenariusza takiego, jak w Getin Banku. Będzie po prostu upadłość. Mało prawdopodobne, by renomowane, zachodnie banki chciały postawić w stan upadłości jakąkolwiek swoją spółkę zależną, bo to reputacyjna katastrofa.
W jeszcze innej sytuacji są kredytobiorcy walutowi Deutsche Banku – ten bank co prawda pozbył się w Polsce swojego ramienia detalicznego, ale nie można powiedzieć, że został „wydmuszką”, bo działa w dziedzinie bankowości korporacyjnej, obsługując mnóstwo międzynarodowych firm na naszym rynku.
Zatem powodów do niepokoju chyba aż takich frankowicze mieć nie muszą, choć jeśli jakiś frankowicz zechce złożyć wniosek o zabezpieczenie powództwa, to – na fali tego, co wydarzyło się w Getin Banku – sąd być może będzie patrzył nań z większą przychylnością niż dotychczas. I tyle dobrego.
Źródło: Subiektywnie o Finansach: https://subiektywnieofinansach.pl/czy-splacac-raty-do-getin-banku-po-decyzji-bfg/